KodHTML

środa, 30 października 2019

8. Dydaktyka jak kinetyka

Wpis z roku chyba 2005, który przypominam tu w celach porządkowych

Dydaktyka - jej definicję można znaleźć w Wilkipedii. Postanowiłem zmienić nieco podręcznikową definicję dydaktyki chemii, tak aby nadać jej nieco bardziej żartobliwy, ale nie pozbawiony naukowego sensu naukowy charakter: Dydaktyka jest katalizatorem podnoszenia poziomu wiedzy. 
Proces przyswajania wiedzy składa się z dwóch etapów. Od poziomu wiedzy A uczymy się. Gromadzimy wiedzę właściwą i nadmiarową, która osiąga maksymalny poziom w punkcie B#. Następuje moment zrozumienia (błysk geniuszu). Problem zaczyna się wyjaśniać. Odrzucamy zbędną wiedzę nadmiarową i schodzimy do poziomu C, w którym uzyskaliśmy prawdziwe zrozumienie, ugruntowaliśmy wiedzę. Jesteśmy mądrzejsi.

Kinetyczne zadanie dydaktyki: Maksymalne obniżenie bariery aktywacji zrozumienia, po której problem zaczyna się wyjaśniać.



Punktem wyjściowym dydaktyki nauk ścisłych jest oryginalne rozwiązanie naukowe bądź techniczne. Droga, po której autor doszedł do tego rozwiązania, jest zazwyczaj zbyt trudna do prześledzenia. Być może sam autor nie jest w stanie jej prześledzić. Dydaktyka jest tu walcem, który tę drogę wyrównuje. Potem każdy kto chce włożyć nieco wysiłku może tą drogą podążać.

Główne problemy dydaktyki chemii
Problemy wewnętrzne





  • Problem bezruchu. Jak na tablicy pokazać ruch prowadzący do reakcji.
  • Problem kolejności (czy pokazywać najpierw filmy reagujących cząsteczek, a potem wprowadzać abstrakcyjne symbole, czy olać to i robić, jak dotychczas).
  • Problem ważności (czy podstawą rozważań teoretycznych mają być wyniki doświadczeń - casus cykloheksanu, czy proste ale szczególne przypadki geometryczne)
  • Problem gigantyzmu (jak wobec olbrzymiej ilości struktur i reakcji uogólnić to wszystko).
  • Problem wszechobecnych wyjątków (reakcje ogólne stanowią niewielki procent wszystkich reakcji).
  • Problem odwrotnej polskiej notacji seksistowskiej. W polskiej nomenklaturze teroii kwasów i zasad Lewisa jest ten kwas i  ta zasada. Powinno być odwrotnie, ten zasad i ta kwasa. Chyba jasne dlaczego...
  • Problem chemii kwantowej. Chemię kwantową można sformalizować za pomocą matematyki przestrzeni Hilberta, dlaczego nie uogólnić tego jeszcze bardziej?
  • Problem aromatyczności. Ile czasu poświęci się jeszcze na naukowe rozważania o snach XIX wiecznej chemii, dlaczego nie rozpatruje się np.  problemu alifatyczności?
Problem zewnętrzny
  • Problem deprecjacji. Chemia używana jest, jak stara, tania dziwka, dostarczająca cywilizacyjnych przyjemności (tworzywa, lekarstwa, benzyna, barwniki, pachnidła). Po użyciu mówi się, że jest brzydka i śmierdzi... Po czym używa się jej ponownie.
Uwaga generalna
Młodzi chemicy mają gorzej
  Obserwujemy na naszej Uczelni zdecydowanie zmniejszenie odsetku studentów z użytecznym, podstawowym wykształceniem chemicznym. Przyczyn tego zjawiska jest wiele. Jednym z nich jest zdecydowane obniżenie poziomu dydaktyki chemii w szkołach ponadpodstawowych. Przejawem zastępowanie niezbędnych doświadczeń teorią - koszmar. Nie będę się jednak rozwodzić nad żałosnym stanem nauczania chemii. Zwrócę uwagę na jeszcze jeden problem, który nie jest związany ze szkołami średnimi, ale wręcz odwrotnie, ze szkołami wyższymi i każdą instytucją państwową, albo prywatną (o ile taka istnieje) powołaną z mocy prawa do uprawiania nauk chemicznych. Myślę o naszym kraju, myślę o Polsce.
  Problem który mam na myśli związany jest z niemal całkowitym wyrugowaniem języka polskiego z publikacji naukowych. Oczywiście język angielski jest konieczny w takich publikacjach, to jest jasne. Pytanie powstaje, jak młody człowiek ma się zapoznać z najnowszymi osiągnięciami chemii, skoro wszystko jest po angielsku? Usłyszę głosy oburzenia - przecież są paranaukowe czasopisma, są Wiadomości Chemiczne, Chemia i Biznes i sporo innych. Tak, ale to wszystko stanowczo za mało. Nie byłoby pewnie kłopotu, gdyby szybkość nauczania początkowego języka angielskiego była tak duża, jak szybkość rozwoju zainteresowań naukowych wśród młodych, chłonących świat ludzi. Tak jednak nie jest. Powstaje bariera dostępu do nowoczesnej, być może trudnej, ale jednak do wiedzy. Co z tym zrobić? Przyspieszyć nauczanie angielskiego? Nie! Rozwiązanie jest proste, ale wymagające patrzenia ku przyszłości z nastawieniem na szacunek dla języka polskiego. Każda publikacja naukowa, tworzona w Kraju, a publikowana po angielsku (choćby za granicą), ma mieć swój dokładny odpowiednik opublikowany w internecie w języku polskim. W ten sposób usunęłoby się przepaść dostępu do nauki, jaka powstała w latach siedemdziesiątych XX w., gdy zaprzestano publikować po polsku, przynajmniej w obszarze nauk chemicznych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz