Właściwie całe moje życie związane jest z chemią. Już w szkole podstawowej wiedziałem, że zostanę chemikiem, chociaż chyba nie całkiem zdawałem sobie sprawę, co to naprawdę znaczy. Pamiętam, jak wtedy robiłem z kolegą Andrzejem bomby zapalające. Były to grudki suchej ziemi nasycone denaturatem. Zapalone zrzucaliśmy z balkonu pierwszego piętra naszego bloku. Spadały na beton i wybuchały widowiskowo. Kolejna bomba spadła na przerzuconą właśnie przez barierkę balkonu pierzynę... Nim właściciel się zorientował (a zorientował się szybko) i zagasił pożar, w pierzynie powstała spora dziura. Musieliśmy się przyznać do tego wybryku przed Starszym Panem. Staliśmy skruszeni i wtedy usłyszeliśmy mniej więcej takie słowa: Zrobiliście bardzo źle, ale nie wyciągnę konsekwencji. Być może ta reprymenda nauczy was czegoś, co będzie dobre dla was w przyszłości. Być może właśnie wtedy zadecydowałem, że zostanę chemikiem.
Moja szkoła średnia to nieistniejące już Technikum Chemiczne w Wolbromiu. Tam uświadamiałem sobie powoli, że interesuje mnie chemia organiczna. Prawdą jest, że ścigałem się z kolegą w liczbie samodzielnie otrzymanych soli nieorganicznych, ale łańcuchy i pierścienie węglowe urzekały mnie coraz bardziej swoim tajemniczym pięknem i właściwościami. Nauczyciele wywierali na mnie ogromny wpływ (mogli większy, gdyby byli bardziej zaangażowani), ale chemia organiczna była dla mnie najciekawsza. W dodatku Rodzice odkupili od kogoś murowany, mały garaż, w właściwie komórkę, gdzie były właściciel hodował króliki. Tam zorganizowałem z moim ówczesnym przyjacielem Maćkiem laboratorium chemiczne z prawdziwego zdarzenia. Mogliśmy wreszcie sami przeprowadzać ogrzewania pod chłodnicą zwrotną, destylacje, sączenia itp.
Umiejętności i wiedzę zdobytą w szkole i książkach poszerzaliśmy i pogłębialiśmy w naszym Labie. Szczególnie dobrze zapamiętałem syntezy poliestrów na bazie bezwodnika ftalowego, maleinowego i glikolu etylenowego z zastosowaniem toluenu jako rozpuszczalnika i nasadki azeotropowej do usuwania wody reakcyjnej. Robiłem te polikondensaty, bo potrzebowałem odpowiednich lepiszczy do paliw rakietowych. Ciekawie zakończyły się również próby otrzymania jodometanu w reakcji metanolu z jodkiem potasu w stężonym kwasie siarkowym. Otrzymałem chyba wszystkie możliwe produkty redukcji kwasu siarkowego. No cóż wolny jodowodór zrobił swoje... Ale kiedy zastąpiłem kwas siarkowy kwasem ortofosforowym, uzyskałem kilkadziesiąt mililitrów czyściutkiego CH3I z bardzo dobrą wydajnością! Przebywając na praktyce w ówczesnych Wolbromskich Zakładach Przemysłu Gumowego Stomil (gumę robi się w Wolbromiu do dziś) wymyśliłem program praktyki, który do dzisiaj uważam za sensowny. Wymyśliłem, że uczeń takiego technikum jak moje, powinien przed praktyką otrzymać na drodze syntezy organicznej w szkolnym laboratorium kilka gramów jednego z rodzajów kauczuku polisiarczkowego, wychodząc z 1,2-dichloroetanu i wielosiarczku sodu:
Na praktyce powinien wykonać mieszankę gumową z uzyskanego kauczuku i odpowiednich dodatków, z uzyskanej mieszanki uformować i "wyprodukować" odpowiednią kształtkę. Kształtka ta miała być poddana na koniec badaniom wytrzymałościowym. Zaletą przedstawionego programu była dostępność i taniość surowców, istniejące zaplecze laboratoryjne i młodzieńcza wiara, że logika i sens miały jakieś znaczenie w tamtym ustroju.
Praca, dzięki której uzyskałem tytuł technika chemika, polegała na próbach zmodyfikowania rezorcynowo-formaldehydowych kąpieli powlekających do tkanin poliestrowych (a może poliamidowych... nie pamiętam). Tkaniny powleka się odpowiednimi polikondensatami rezorcynowo-formaldehydowymi, aby nadać im lepszą przyczepność do gumy, co ma istotne znaczenie w gumowo-tkaninowych pasach transporterowych. Zrobiłem serię mieszanek, opartych o żywice mocznikowo-formaldehydowe. Wyniki badań przyczepności odpowiednich laminatów tkaninowo-gumowych były mało zachęcające. Dzisiaj wiem, że to zadanie przekraczało znacznie moje ówczesne możliwości. Uczniak stojący przed zagadnieniem, które zostało przebadane przez speców z potężnego przemysłu gumowego. Tym niemniej samo badanie było ekscytującym przeżyciem.
Przyszły studia. Za zajęcie pierwszej lokaty w technikum miałem wolny wstęp na dowolny wydział techniczny dowolnej polskiej uczelni. Wybrałem Wydział Chemiczny (ówcześnie Wydział Technologii i Inżynierii Chemicznej) na Politechnice Śląskiej w Gliwicach... Ale nic nie jest proste w życiu. W trakcie pierwszego semestru musiałem przerwać naukę. Zdrowie zaszwankowało mi poważnie. Myślałem, że nie poradzę sobie z problemami. Uporałem się jednak z nimi dość szybko, a wolny czas wykorzystałem aktywnie przyjmując się do pracy na stanowisku technika w Zespole Krzemianów ówczesnego Instytutu Chemii i Technologii Nieorganicznej Politechniki. Przez pół roku pracowałem i poznawałem chemię na uczelni od innej strony niż student - od strony pracownika. To była kapitalna szkoła życia. W następnym roku zdałem bez problemu egzaminy wstępne i ponownie rozpocząłem studia w poprzednim miejscu.
Moja szkoła średnia to nieistniejące już Technikum Chemiczne w Wolbromiu. Tam uświadamiałem sobie powoli, że interesuje mnie chemia organiczna. Prawdą jest, że ścigałem się z kolegą w liczbie samodzielnie otrzymanych soli nieorganicznych, ale łańcuchy i pierścienie węglowe urzekały mnie coraz bardziej swoim tajemniczym pięknem i właściwościami. Nauczyciele wywierali na mnie ogromny wpływ (mogli większy, gdyby byli bardziej zaangażowani), ale chemia organiczna była dla mnie najciekawsza. W dodatku Rodzice odkupili od kogoś murowany, mały garaż, w właściwie komórkę, gdzie były właściciel hodował króliki. Tam zorganizowałem z moim ówczesnym przyjacielem Maćkiem laboratorium chemiczne z prawdziwego zdarzenia. Mogliśmy wreszcie sami przeprowadzać ogrzewania pod chłodnicą zwrotną, destylacje, sączenia itp.
![]() |
Tak narysował mnie kolega Andrzej K. z technikum. Tak, miałem takie włosy :) |
Umiejętności i wiedzę zdobytą w szkole i książkach poszerzaliśmy i pogłębialiśmy w naszym Labie. Szczególnie dobrze zapamiętałem syntezy poliestrów na bazie bezwodnika ftalowego, maleinowego i glikolu etylenowego z zastosowaniem toluenu jako rozpuszczalnika i nasadki azeotropowej do usuwania wody reakcyjnej. Robiłem te polikondensaty, bo potrzebowałem odpowiednich lepiszczy do paliw rakietowych. Ciekawie zakończyły się również próby otrzymania jodometanu w reakcji metanolu z jodkiem potasu w stężonym kwasie siarkowym. Otrzymałem chyba wszystkie możliwe produkty redukcji kwasu siarkowego. No cóż wolny jodowodór zrobił swoje... Ale kiedy zastąpiłem kwas siarkowy kwasem ortofosforowym, uzyskałem kilkadziesiąt mililitrów czyściutkiego CH3I z bardzo dobrą wydajnością! Przebywając na praktyce w ówczesnych Wolbromskich Zakładach Przemysłu Gumowego Stomil (gumę robi się w Wolbromiu do dziś) wymyśliłem program praktyki, który do dzisiaj uważam za sensowny. Wymyśliłem, że uczeń takiego technikum jak moje, powinien przed praktyką otrzymać na drodze syntezy organicznej w szkolnym laboratorium kilka gramów jednego z rodzajów kauczuku polisiarczkowego, wychodząc z 1,2-dichloroetanu i wielosiarczku sodu:
![]() |
Synteza kauczuku tiokolowego z chlorku etylenu i wielosiarczku |
Praca, dzięki której uzyskałem tytuł technika chemika, polegała na próbach zmodyfikowania rezorcynowo-formaldehydowych kąpieli powlekających do tkanin poliestrowych (a może poliamidowych... nie pamiętam). Tkaniny powleka się odpowiednimi polikondensatami rezorcynowo-formaldehydowymi, aby nadać im lepszą przyczepność do gumy, co ma istotne znaczenie w gumowo-tkaninowych pasach transporterowych. Zrobiłem serię mieszanek, opartych o żywice mocznikowo-formaldehydowe. Wyniki badań przyczepności odpowiednich laminatów tkaninowo-gumowych były mało zachęcające. Dzisiaj wiem, że to zadanie przekraczało znacznie moje ówczesne możliwości. Uczniak stojący przed zagadnieniem, które zostało przebadane przez speców z potężnego przemysłu gumowego. Tym niemniej samo badanie było ekscytującym przeżyciem.
Przyszły studia. Za zajęcie pierwszej lokaty w technikum miałem wolny wstęp na dowolny wydział techniczny dowolnej polskiej uczelni. Wybrałem Wydział Chemiczny (ówcześnie Wydział Technologii i Inżynierii Chemicznej) na Politechnice Śląskiej w Gliwicach... Ale nic nie jest proste w życiu. W trakcie pierwszego semestru musiałem przerwać naukę. Zdrowie zaszwankowało mi poważnie. Myślałem, że nie poradzę sobie z problemami. Uporałem się jednak z nimi dość szybko, a wolny czas wykorzystałem aktywnie przyjmując się do pracy na stanowisku technika w Zespole Krzemianów ówczesnego Instytutu Chemii i Technologii Nieorganicznej Politechniki. Przez pół roku pracowałem i poznawałem chemię na uczelni od innej strony niż student - od strony pracownika. To była kapitalna szkoła życia. W następnym roku zdałem bez problemu egzaminy wstępne i ponownie rozpocząłem studia w poprzednim miejscu.
Politechnika Śląska to była dość przyjazna uczelnia. Poznałem wtedy fascynujących naukowców, ciekawe idee i utwierdzałem się w przekonaniu, że chemia, moja chemia to właściwy wybór. Zamiast wakacyjnych praktyk w fabrykach chemicznych, uczestniczyłem w przygotowaniu i byłem na kilku obozach chemicznych o nazwie Retorta, organizowanych dla młodzieży szkół średnich przez pracowników Wydziału Chemicznego, a szczególnie przez nieżyjącego już dr. Górkę. Chyba na tych obozach zrodziło się moje marzenie, aby zostać naukowcem. Polowe laboratoria chemiczne, gorące letnie dni, atmosfera nieskrępowanych dyskusji z podziwianymi przeze mnie chemikami (poznałem osobiście wielkiego Stefana Sękowskiego), no i wielka miłość - Magda, która potem zostałam moją żoną... Ale miało być o chemii!
![]() |
Rysunek Kolegi z Młodzieżowego Towarzystwa Naukowego. |
Tak więc, znalazłem swoją jedyną Chemiczkę. Punktem przełomowym w moim rozumieniu samodzielnego życia i pracy był egzamin z chemii organicznej. Po jego zdaniu egzaminator, prof. Jerzy Suwiński, zaproponował mi pracę u siebie po ukończeniu studiów. Tak się stało, ale tymczasem wybrałem chemię polimerów jako swoją specjalizację (właściwie za mnie wybrano bo średnią miałem za niską - "olewałem" z premedytacją przedmioty, które mnie nie interesowały, ale nie żałuję).
Pracę magisterską wykonałem w ówczesnym w Instytucie Fizykochemii i Technologii Polimerów na Wydziale Chemicznym Politechniki Śląskiej. Otrzymałem od promotora dr. Jerzego Majnusza zadanie polegające na syntezie poliestrów aromatycznych opartych na alkilohydrochinonach i kwasie tereftalowym. Z uzyskanych poliestrów miałem ekstrahować frakcje o stosunkowo niskiej masie cząsteczkowej i badać ich ewentualne właściwości ciekłokrystaliczne. Zapytałem wówczas promotora, jaką masę cząsteczkową ma na myśli. Dr Majnusz odrzekł, że na przykład takie, które zawierają mniej więcej pięć pierścieni benzenowych.
Nazajutrz zaproponowałem inną metodykę pracy. Powiedziałem, że gdyby dało się otrzymać monoestry kwasów aromatycznych (wychodząc z odpowiednich chlorków kwasowych) i 2-alkilohydrochinonów:
a następnie uzyskane monoestry poddać reakcji z chlorkiem tereftaloilu, to można by otrzymać wymagane układy pięciopierścieniowe o ładnej symetrii:
O dziwo, promotor zgodził się i była synteza organiczna, ale nie w wersji chemii polimerów. Wykonałem to zamierzenie w pełni. Uzyskałem w wyniku syntezy kilkanaście tego typu oligoestrów - a sposób przeprowadzenia tych reakcji był majstersztykiem, poziomu którego chyba nie osiągnąłem później już nigdy. Prawie wszystkie otrzymane związki (ologoestry) wykazywały termotropowe właściwości ciekłokrystaliczne z mezofazą typu nematycznego. Poniższe zdjęcie (które zrobiłem za pomocą samodzielnie zmodyfikowanego mikroskopu) pokazuje jedynie w minimalnym stopniu, jak piękne mogą być ciekłe kryształy oglądane w świetle spolaryzowanym:
Potem przyszło dorosłe życie, roczny pobyt w wojsku (1986), potem praca naukowa, rodzina a w niej dzieci (Ania i Paweł), a teraz wnuki. Ania tak widziała mnie jako chemika:
Bardzo udany portret. Wszystko się zgadza i choć włosy mi jeszcze całkiem nie posiwiały i nie jestem łysy, to reszta zgadza się co do joty!
Dopisek 2020. Właściwie do dzisiaj jestem na początku chemii. Dopisek 2022. Chemia staje się powoli (miejscami już się stała) narzędziem do otrzymywania mnóstwa nowych związków o poszukiwanych przez biznes właściwościach. Jako naukowy cel sam sobie realizowana jest tylko w niezależnych od przemysłu ośrodkach akademickich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz